Wewnętrzne dziecko jest częścią Twojej psychiki, która wciąż zachowuje swoją niewinność, kreatywność, podziw i zachwyt w życiu.

Potrafi się radować, cieszyć z drobnych rzeczy tak samo jak z wielkich.  Dosłownie, twoje wewnętrzne dziecko to dziecko, które żyje w tobie – w twojej psychice.

Psycholodzy mówią i piszą o tym, że często ten głos wewnętrznego dziecka jest w naszej podświadomości.

Jako dorośli, którzy zaczęliśmy mieć na głowie coraz więcej obowiązków, związanych z pracą, życiem rodzinnym, zdrowiem – w życiu codziennym spychamy daleko w niepamięć potrzebę pielęgnowania wewnętrznego dziecka w nas, które czasem nieśmiało, a czasem przez nasze dziwne zachowania – wciąż prosi się o uwagę.

Zastanów się i odpowiedz sobie na pytanie – czy ludzie, którym na Tobie zależy określili by Cię dzisiaj mianem pesymisty czy optymisty? W ilu procentach ze 100% Ty możesz określić się mianem, które przyszło do Ciebie pierwsze jako odpowiedź?

Twój obecny sposób myślenia, odczuwania i reagowania uwarunkowany jest przez to, w jaki sposób czuje się to dziecko w Tobie. I w jaki sposób Ty czułaś lub czułeś się, szczególnie w okresie dorastania –od narodzin do 7 roku życia.

Jako dzieci, nie mieliśmy wpływu na to, kim się otaczaliśmy i co zostało nam wpajane do głowy przez myśli, słowa, emocje i działania naszych rodziców czy opiekunów. Być może w tym czasie dojrzewania czegoś nam zabrakło lub zinterpretowaliśmy jakąś sytuację czy zdarzenie jako takie, które dało nam poczucie braku: braku bezpieczeństwa, miłości, przynależności, ważności. To poczucie braku siedzi w Tobie głęboko do dziś i objawia się przez to, co masz, czego nie masz a wydaje Ci się, że jest potrzebne do Twojego szczęścia i spełnienia. Lub przez to, jak się zachowujesz – względem siebie, innych, względem różnych sytuacji.

Dziś jesteśmy dorośli.

I możemy na nowo sformułować sobie wiele definicji, a nawet interpretacji przeszłych doświadczeń. Budując tym samym nowe doświadczenia, a wraz z nimi nowe definicje. Dziś to my możemy pielęgnować w sobie wewnętrzne dziecko, stając się jednocześnie swoim wewnętrznym rodzicem.

Kiedy jesteśmy połączeni z naszym wewnętrznym dzieckiem, czujemy się podekscytowani, ożywieni i inspirowani życiem. Kiedy jesteśmy odłączeni, czujemy się ospali, znudzeni, nieszczęśliwi, puści w środku lub wypaleni.

Właśnie dlatego to niezwykle ważne, abyśmy pozostawali w kontakcie z tą wrażliwą częścią nas samych.

Wewnętrzne dziecko to nie część Ciebie, która nie powinna już dochodzić do głosu, która nie ma prawa do nadmiernego wygłupiania się, cieszenia w głos, biegania czy skakania wtedy, kiedy ma na to ochotę. Wręcz przeciwnie. Jeśli jest w Tobie teraz taka potrzeba, możesz dać sobie prawo wyzwolić te emocje. Bo to jest energia, która czeka na przyzwolenie, aby być sobą – jak dziecko czeka na przyzwolenie rodzica, kiedy pyta o to, czy może iść się pobawić.

Teraz, gdy już jesteśmy dorośli, możemy dać sobie zgodę na radość. I możemy dać sobie wszystko inne, czego brakowało nam w jakiś sposób, kiedy naprawdę byliśmy dziećmi.

Zastanów się – jakie wspomnienia przychodzą Ci jako pierwsze na myśl, kiedy wrócisz do swoich lat dzieciństwa? Czy są to obrazy pełne miłości, zrozumienia, poczucia bezpieczeństwa, dumy ze strony Twoich rodziców lub opiekunów?

A może widzisz wspomnienia, w których czegoś Ci brakowało? Może gdzieś głęboko, aż do podświadomości zepchnęłaś jakąś traumę, z którą do tej pory nie udało Ci się poradzić?

Twoim zadaniem jest zrozumieć, że w dorosłym życiu Ty stajesz się swoim rodzicem i dajesz sobie wszystko czego brakowało Ci jako dziecko – w okresie dorastania.

Wszystko, czego doświadczyłaś jako dziecko – szczególnie w okresie od narodzin do 7 roku życia – wraca dziś w Twoim dorosłym życiu, jak bumerang. I domaga się uwagi. Po to, abyś mogła dla siebie i tego wewnętrznego dziecka w sobie – stworzyć nową historię – pełną miłości, ciepła, poświęconej sobie uwagi, docenienia i poczucia bezpieczeństwa.

O wewnętrznym dziecku i o pracy z tym właśnie konceptem, rozmawiamy z Dagmarą Szymańską – coachem, terapeutą i praktykiem duchowym.

Z poniższego odcinka dowiesz się przede wszystkim:

– czym jest wewnętrzne dziecko, a czym nie jest
– jak wiele praca z konceptem wewnętrznego dziecka może wnieść do Twojego życia
– jak ważne jest odbudowanie relacji z biologicznymi rodzicami w celu zrozumienia siebie (oraz, jak możesz to zrobić, nie mając już takiej możliwości fizycznie)
– ile dobrego niesie za sobą zrozumienie siebie
– w jakie pułapki zabiera nas umysł podczas pracy ze sobą i konceptem wewnętrznego dziecka
– jak samodzielnie możesz zacząć pracę z poznaniem siebie przez zrozumienie swojego wewnętrznego dziecka

Ponad to usłyszysz historię przebudzenia Dagmary z jej ziemskiego snu ego oraz o niezwykłych technikach rozmowy i wychowania przez nią i jej męża, Diego – ich syna, Luki.

Będzie nam miło, jeśli podzielisz się wrażeniami lub przemyśleniami po odsłuchaniu albo prześlesz dalej.

***

SŁUCHAJ W ODTWARZACZU SoundCloud, LUB POBIERZ NA KOMPUTER

***

OBSERWUJ NAS I SŁUCHAJ W APLIKACJI SPOTIFY

***

ODTWARZAJ PRZEZ YouTube

Uzdrawianie niewspierających wzorcówZwiększanie połączenia z wyższą jaźniąOdblokowanie na finanse i wewnętrzne spełnienie

duchowekursy.pl

***

PRZECZYTAJ

Dzisiejszym gościem jest Dagmara Szymańska. Coach, terapeuta i praktyk duchowy.

Witamy.

Dzień dobry.

Bardzo nam miło, że jesteś z nami. Poznałyśmy się ile lat temu?

Prawie dwa lata temu.

Prawie dwa lata temu i dużo fajnych doświadczeń i przygód mamy takich z zakresu rozwoju duchowego. Dlatego dzisiaj będziemy mówiły  o tym jak rozwijać swoją świadomość, szczególnie przy pracy z wewnętrznym dzieckiem.

Porozmawiamy właśnie o wewnętrznym dziecku i o tym też, jak Ty i Diego, czyli Twój mąż, wychowujecie swoje syna, dzięki czemu oboje wspieracie jego rozwój duchowości już właśnie od małego.

Pierwsze pytanie moje, czym jest wewnętrzne dziecko?

Wewnętrzne dziecko, to jest reprezentacja naszej podświadomości, naszego umysłu. Jest to bardzo wyrafinowana forma tej reprezentacji. Dlatego, że ona wraca do tego czasu, w którym zbiera właściwie dla nas wszystkie dane, niezbędne do zbudowania nam takiej wewnętrznej, podświadomej mapy, dzięki której będziemy przez życie dalej sobie iść.

Będziemy tak trochę nieświadomie chodzić.

To pytanie też powstaje czym nie jest wewnętrzne dziecko. Bo ja myślę, że wiele osób ma różne wyobrażenia na temat tego konceptu.

Wewnętrzne dziecko nie jest duszą.

Na pewno. Bo to jest też takie pierwsze, które się pojawia. Cierpi moje wewnętrzne dziecko, cierpi dusza. Dusza, czyli część Boga, Ducha, taka spersonifikowana, no Bóg nie cierpi, tak?

Nie ma braku, nie nawiguje z braku. Więc to, co cierpi, to jest tylko umysł, bo on może cierpieć. Więc to jest ta taka zakleszczona, zatrzymana w nas wizja nas samych z dzieciństwa, z naszymi interpretacjami, które zostały potem przykryte świadomym umysłem, który tak po piątym, szóstym roku życia, zaczął się w nas rozwijać. I po prostu to dziecko zostało zapomniane. Nikt do tych interpretacji jego nie wracał i ono tam sobie jest i czeka na nas.

W dorosłym życiu jak takie wewnętrzne dziecko nam się może objawić, kiedy jest zapomniane i chce wyjść?

Ono się objawia cały czas. My jesteśmy tym wewnętrznym dzieckiem. Bardzo często jest tak, że mówimy: Zachowujesz się jak dziecko.

To wtedy ono bardzo wyraźnie dochodzi do głosu. Natomiast w momencie, kiedy nie mamy świadomości kim jesteśmy i mamy bardzo silne utożsamienie się z JA, umysłowym JA, czyli z naszym ciałem, imieniem i nazwiskiem, płcią i tak dalej. To jeśli my jesteśmy z tą naszą tożsamością bardzo mocno zidentyfikowani, to właściwie jesteśmy zidentyfikowani z wewnętrznym dzieckiem i to jak dziecko się czuje, tak my się czujemy.

Jeśli w naszym życiu jest dużo nieszczęść i złego samopoczucia, to znaczy, że to dziecko po prostu cierpi tam i trzeba się z nim spotkać.

To jest ciekawe, ja też czytając u Ciebie na fanpage’u parę wpisów, widziałam, że pisałaś dokładnie o tym, że też wewnętrzne dziecko to nie jest tak, że my się cofamy i widzimy na przykład malutką Sylwunię. I teraz zaczynamy jakby zachowywać się też jak to wewnętrzne dziecko. Tylko to jest właśnie ta nasza ukryta, gdzieś tam dla nas nieświadoma jeszcze część, tak?

Ale wiele osób myślę, że to jeszcze myli. Jak zaczynam mocną pracę ze sobą, to właśnie mówi sobie: O to teraz zajmę się swoim wewnętrznym dzieckiem. Nagrodzę się na przykład za coś, tak?

Tak. To jest też bardzo częste. Taki błąd w cudzysłowie dlatego, że zaczynamy myśleć o tym, że mamy dbać teraz o siebie. Nagle zmieniamy coś, bo do tej pory byłyśmy nie wiem, posłusznymi żonami, posłusznymi matkami. A teraz nagle postanawiamy zupełnie iść w drugą stronę, uwolnić się od tego, robić to na co mamy ochotę, co nam się podoba. Zaczynamy w siebie inwestować i to jest super, ale jeśli mamy świadomość tutaj skąd się w ogóle bierze chęć tej zmiany. Bo często to jest tylko zmiana bieguna. Odwrócenie po prostu medalu.

Czyli popadanie z jednej skrajności w inną.

Bez zrozumienia w ogóle mechanizmu, dlaczego ja tak miałam wcześniej? Dlaczego ja teraz chcę tej zmiany? Bo, to nie jest tylko, że ja chcę, bo chcę. Bo koleżanka, bo moda. Bo wszyscy mówią o rozwoju osobistym i teraz ja się wezmę na lody, na spacer, ukocham siebie. Pójdę na pedicure, manicure i zacznę chodzić na siłownię.

No tak, albo pójdę się pobawić. Jeszcze się trochę napiję przy okazji. Bo przecież ja rozwijam relację ze swoim wewnętrznym dzieckiem, więc muszę tą zabawę, tą radość taką pozoryczną w sobie gdzieś tam znaleźć. Więc to są takie skrajności.

W sumie, to też było jedno z naszych pytań. O takie pułapki umysłu, w które nas zabiera właśnie nasz sposób myślenia i  ta nieświadomość.

Jakie to są najczęściej przypadki, tak jak obserwujesz sobie swoich klientów? Jakie to są pułapki, w które umysł ich zabiera?

Najczęstsza pułapka to jest taka, żeby sobie dać to, czego nam brakowało, ale na bazie zrozumienia tak naprawdę skąd się wziął ten brak. Bo to, że nam czegoś brakuje, że  czujemy samotność. To, że my czujemy, że nie zasługujemy. Nie czujemy się potrzebni, kochani, bezpiecznie. Oczywiście jest jakby zbiorem tych naszych odczuć z dzieciństwa. Naszych interpretacji, bo tak wcale nie musiało być. I absolutnie, to nie jest tylko coś, co się pojawia w rodzinach patologicznych, absolutnie nie. To mogą być naprawdę dobre rodziny. A interpretacje nasze z okresu dzieciństwa, tego co tam się wtedy wydarzyło i jaką to miało rangę, no to oczywiście, to jest właśnie ten zapis, który zostanie potem w podświadomości. I który trzeba będzie wydobyć na światło dzienne.

To jakiś przykład możesz opowiedzieć? To, co Ci przychodzi pierwsze na myśl, takiej właśnie też interpretacji z dzieciństwa.

Tak. Ostatnia rzecz jednej z moich klientek, która po prostu bała się kotów i nienawidzi kotów.

Ona mówi, nienawidzę kotów po prostu.

I kiedy rozmawiałyśmy ona mówi: Słuchaj odkryłam po rozmowie z moją mamą. Tak jakoś weszłyśmy na temat kotów ja jej powiedziałam, że nienawidzę. I ona mówi: No dlaczego?

A ja jej mówię, no jak to dlaczego? No przecież jak byłam mała, to pamiętam, że tam kot zaatakował w gardło małą dziewczynkę z naszego bloku i ona potem zmarła.

A mama mówi do mnie: Ale ta kobieta żyje. Ona wcale nie zmarła. To kot potem został uśpiony, bo się wszyscy bali tego kota, łącznie z tym dzieckiem.

I ona mówi: Kurcze. Zdałam sobie sprawę, że ja w sobie noszę przekonanie i byłam pewna na sto procent, że to właśnie kot zabił to dziecko. Że gdzieś tam wbił się pazurami, przygryzł, podrapał i tak dalej. I ona zmarła. Moja mama mówi, że ona żyje.

Więc, to jest jedna z takich ostatnich prostych, które mi przychodzą do głowy.

Ale tego jest naprawdę bardzo wiele. To są czasami rzeczy bardzo proste, że na przykład moja mama nie dawała mi tyle miłości ile potrzebowałam, bo na przykład preferowała mojego brata. Brat okazuje się, że jest dwa, trzy lata młodszy, no i jako dziecko było oczywiste, że musiała się tym noworodkiem zająć. Że musiała go nosić na rękach, przytulić do piersi, nakarmić. I wtedy to małe dziecko, dla którego całym światem była mama i miał tylko mamę, teraz nagle dzieli obowiązki z młodszym bratem. Zostaje zapisane na przykład w podświadomości, że mama go odtrąca. Że mama go odrzuca. Że nie daje mu tyle czasu ile poświęcała wcześniej. Że coś jest nie tak, że jest gorszy.

I to jest jeden z powodów dla których warto w ogóle odkryć w sobie to wewnętrzne dziecko. Ale jakie jeszcze korzyści, takie na przyszłość dla kogoś, kto będzie pracował nad tym wewnętrznym dzieckiem, możesz wymienić?

To jest przede wszystkim zrozumienie siebie. Dlatego, że nasze zachowania, to jest ostatni punkt w równaniu. To jest już po drugiej stronie znaku równości. To co my widzimy na zewnątrz, to co nam się wydaje, że poddajemy ocenie. Natomiast to, że jakieś zachowanie się pojawi nasze, jakieś nasze działanie, akcja, jest sumą naszych przekonań, połączonych z naszymi emocjami, z myślami. Które w nanosekundzie się po prostu odpalają.

To jest super co powiedziałaś, że w nanosekundzie.

Nie mamy nad tym kontroli. Świadomości. Świadomość sama w sobie jest dużo wolniejsza od podświadomości. Na ten temat jest wiele badań. I kora mózgowa jest dopiero ostatnią częścią mózgu, który został tutaj na ziemi w tak najbardziej na tę chwilę doskonały sposób, rozwinięty. Który jest przywilejem człowieka homo sapiens. Że mamy w ogóle jakąś możliwość do tego, żeby był jakiś wgląd do podświadomości. Bo jak nie, to byśmy funkcjonowali jak zwierzątka i w ogóle nie mielibyśmy możliwości zajrzenia.

Akcja, reakcja.

Natomiast wewnętrzne dziecko, to jest nic innego jak ta reprezentacja, która nam mówi wprost czego ona potrzebuje. Mówi nam o naszych ukrytych potrzebach, do których możemy dotrzeć. Oczywiście dokopując się troszkę głębiej, co potem za tym stoi.

Jakie przekonania, jakie emocje? Ja je nazywam takimi małżeństwami. One się ochajtały ze sobą, mówiąc takim potocznym językiem, właśnie wtedy w momencie, kiedy my nie mieliśmy jeszcze świadomego umysłu. On nie działał tak do piątego, szóstego roku życia. To wszystko łączyło się z emocjami. To emocje były tym kompasem.

Dlaczego dane przekonanie będzie dla nas dobre, a dlaczego nie?

Czy ono nam sprawi radość, czy ono nam sprawi ból?

Dlatego wtedy ważne jest, żeby tam zajrzeć zobaczyć jak te małżeństwa takie wewnętrzne w nas się pokombinowały. Bo to były takie kombinowane małżeństwa.

Dzisiaj masz duże doświadczenie z taką pracą z podświadomością, ale trochę znamy Twoją historię. I teraz zaprosimy Cię do tego, żebyś tą historię swoją odkrywania wewnętrznego dziecka, opowiedziała naszych słuchaczom. Jak to się zaczęło u Ciebie?

Spałam do trzydziestego trzeciego roku życia. Takim snem głębokim. Byłam bardzo daleko od siebie. Co to znaczy?

Maska silnej kobiety. Pracująca w korporacji, która szukała miłości swojego życia. Tej na zewnątrz. Wtedy też pozornie, oczywiście to jest jedna z tych pułapek pracy nad sobą i wewnętrznym dzieckiem. Bo możemy powiedzieć, no ja też dbałam o siebie.

Chodziłam na zabiegi kosmetyczne, na siłownię, sama sobie wyjeżdżałam na wycieczki, jak nikt nie chciał ze mną jechać. I w ogóle było super na zewnątrz.

Natomiast wewnątrz czułam ogromną pustkę. I tak się zastanawiałam, co jest nie tak? Co jest ze mną nie tak? I cały czas to było do mnie skierowane, że coś jest ze mną nie tak.

Najpierw też oczywiście było, że mężczyźni są nie tak. Bo Ci wszyscy, którzy powinni być obok mnie, to już są albo zajęci, albo się rozwodzą. A ja chciałabym być z kimś wolnym, bez zobowiązań. Dopiero w momencie kiedy miałam 33 lata i jakby zatrzymałam się. Zatrzymałam się dlatego, że wylądowałam wtedy w szpitalu przez miesiąc z diagnozą choroby Stilla. To była choroba autoimmunologiczna. Dopiero wtedy to zatrzymanie w szpitalu, kiedy nie mogłam więcej uciekać od siebie. Nie mogłam się spotykać z ludźmi na imprezach, po knajpach, czy gdzieś siadać nawet za kierownicę i robić kilometry.

To Ci Wszechświat dał możliwość.

No po prostu byłam przykuta do łóżka.

Zatrzymał Cię po prostu.

Dokładnie. I tam usłyszałam głos wewnętrzny. Czy on był Bogiem, czy był moją podświadomością, czy był jakimś jeszcze innym głosem? Nad tym się w ogóle nie zastanawiam. Po prostu usłyszałam. Który zaczął mnie przepytywać. To były takie trochę takie przepytywanki jak na komisariacie. Ale nie było tam, jakby takiego złego wydźwięku, tylko to był taki głos, który zaczął dociskać. Było tam troszkę takiej presji, ale z drugiej strony była lekkość. To znaczy była bardziej stanowczość niż presja.

Ten głos był stanowczy. I on…

Fajne co?

Już nie pozwolił Ci uciekać.

Nie. Ja już nie miałam gdzie uciec. Ani w prawo, ani w lewo. I musiałam odpowiadać na te pytania.

I nagle jak zaczęłam odpowiadać na te pytania, to zaczęły się rozpuszczać jakieś takie koncepty, wizje. Nagle zaczęłam się przyglądać ludziom, którzy są dookoła mnie.

Sam szpital zweryfikował również, kto był, kto nie był przyjacielem.

I tam, nagle, postanowiłam że rzucam korporację. Że to nie jest dla mnie. Miałam ze sobą komputer, więc pojawił się coaching. Pojawiła się cała terapia. To właśnie w szpitalu zdecydowałam, że zainwestuję środki, które wtedy też pojawiły się od Wszechświata w postaci prezentu. Bo zakończył się proces o spadek. I też zostałam nagle obficie obdarzona, po to aby móc zainwestować. I zainwestowałam.

Zostawiłam wszystko i zaczęłam zupełnie nowe życie.

Same szkolenie, które wtedy zrobiłam, były dla mnie takim pierwszym odgruzowaniem.

Które niewątpliwie pomogło mi do tego, że potem rzuciłam się jakby od razu w wir pracy. W tym sensie, że zaczęłam od razu pracować z klientami. Ja się zawsze śmieję, że przykro mi za tych pierwszych moich klientów, bo moja świadomość wtedy była naprawdę dopiero raczkująca. Ale wiem, że i tak skorzystały osoby, które dopiero się przebudzały być może dopiero chwile po mnie.

Poza tym, to jest tak, że te osoby na pewno nadal gdzieś tam Cię obserwują i rosną z Tobą.

Jasne. Ja się śmieję jak to mówię. Natomiast ja wtedy zaczęłam uczyć się również dzięki moim klientom.

To było lustro też dla Ciebie.

Tak. Oni absolutnie byli moim lustrem. Byli moimi terapeutami, dlatego, że oni przypominali mi. Jak ja z nimi pracowałam, to od razu widziałam gdzie jest u mnie nadal brak, nadal przekonanie, które się pojawiło. Zobaczyłam mechanizm, zobaczyłam program i zaczęłam dalej poszukiwać prawdy.

Takim głównym przewodnim zdaniem, które mi się objawiało, to było: Idź w stronę prawdy.

Ja nie wiedziałam jeszcze czym jest ta prawda. Ale właśnie takie wejście na głębinę.

Przy okazji tej historii, którą teraz opowiedziałaś, mi osobiście z tej historii, którą ja znam, brakuje tego fragmentu o tym, kiedy zaczęłaś odkrywać, że Twoja relacja z rodzicami, powinna w jakiś sposób, też przez ten głos, który usłyszałaś. Powinna się w jakiś sposób naprawić. Możesz trochę o tym więcej powiedzieć? Jak to się działo?

Tak, już o tym mówię. Moi rodzice się rozwiedli jak ja byłam jeszcze bardzo małym dzieckiem, właściwie niemowlakiem.

I z moim tatą miałam praktycznie bardzo rzadki kontakt. Prawie żaden. Stąd też ja o tacie nigdy nie rozmawiałam. I tata, to był taki temat zostawiony, do którego nie wracałam. Jak ktoś mnie pytał o tatę, to ja mówiłam: Rozwiedli się jak byłam malutka.

Więc każdy ucinał temat. Ja też. I to było wygodne dla mnie, dla mojej podświadomości.

Zawsze tym policjantem dobrym i złym, była moja mama, która oczywiście była ze mną cały czas, więc to jej przypisywał zasługi i wszystkie psy na niej wieszałam.

Więc był taki czas, kiedy ja miałam 24 lata, moja mama była również młoda, miała 42 i wyjechała do Włoch. Zostawiła tutaj wszystko. Też miała oczywiście swoje braki, swoje programy. Wyjechała i zaczęła malować. Zapominając można powiedzieć o bożym świecie. Wtedy bardzo mnie to zabolało, bo podświadomie miałam kolejne odrzucenie w moim życiu, z którego kompletnie sobie nie zdawałam sprawy i nie wiedziałam dlaczego mnie to po prostu boli i dotyka.

Zaczęłam o tym opowiadać, dzielić się z koleżankami moim smutkiem, moim bólem.

I każdy oczywiście człowiek, który jeszcze wtedy spał tak jak ja, podzielał moje zdanie, moją opinię. Jak to ja jestem ta dobra, ale opuszczona, a mama jest ta zła bo wyjechała i mnie zostawiła.

No i taka sytuacja trwała przez 7 lat. My przez te lata praktycznie żyłyśmy w ciszy. W sensie, że kontakt był prawie zerowy i nie odzywałyśmy się. Ale to raczej była moja obraza majestatu na mamę. Ja się teraz obrazę.

To też była jakaś Twoja interpretacja. Bo nie rozmawiałyście o tym dlaczego to się zadziało w tamtym czasie jeszcze.

Tak, absolutnie.

Nawet gdybyśmy rozmawiały, to ja i tak bym tego nie zrozumiała.

NIe przyjęła. I dopiero przed szpitalem jeszcze, rok wcześniej. Ja miałam przebłysk tego, żeby pojechać do mamy na wakacje. Ale to co zastałam, wcale mi się nie podobało. Więc wróciłam i miałam dodatkowe jeszcze takie postanowienie, że absolutnie do Włoch nigdy nie pojadę, bo to nie jest dla mnie. Ja tutaj pracuję w korporacji, mam super. I rok później, kiedy właśnie zostałam przygwożdżona do tego szpitalnego łóżka i zaczęłam potem poszukiwać siebie. No to nagle po tym pierwszym odgruzowaniu, przyszła taka myśl, że skoro wiele rzeczy. Jeszcze wtedy nie miałam świadomości, że to wszystko właściwie, wypływa z naszego dzieciństwa, z naszych interpretacji, programów, które my przejęliśmy po rodzicach, po rodzinie. W związku z powyższym wiem, że stoi po mojej stronie teraz odpowiedzialność za relację z moją mamą. I muszę coś z tym zrobić. Czyli postanowiłam, że pojadę do mojej mamy u naprawimy tą relację razem.

Moja mama była bardzo zachwycona tą wiadomością. I tak się też stało. Ja po około roku czasu, w kolejne wakacje, bo w szpitalu byłam w wakacje. W kolejne wakacje pojechałam do Włoch, zostawiając moje życie w Polsce.

Tam spotkała mnie kolejna niespodzianka. Po dwóch i pół miesiącach moja mama znowu mnie zostawiła, można by powiedzieć. Po prostu wróciła do swojego byłego partnera.

To też można powiedzieć, że dostałaś taką szansę, żeby przerobić jakiś schemat.

Absolutnie tak. I ja wtedy miałam po raz drugi ten głos. Bo to był taki tydzień w którym ja zostałam sama i nagle przyszły myśli ci zrobić? Wracać do Polski, gdzie mogę sobie znowu bezpieczne gniazdko uwić? Czy to był jakiś przypadek, czy może nie przypadek, że te 2500 kilometra znalazłam się z dala od mojego rodzinnego Krakowa? I jestem teraz tutaj na południu Włoch w Reggio Calabria.

Nie znałaś też języka.

Nie znałam języka, bo to było dopiero dwa i pół miesiąca, kiedy ja dopiero byłam we Włoszech. Nie znałam topografii miasta, właściwie kraju. Nie wiedziałam czego się mogę spodziewać, ale właśnie znowu pojawiła się ta pewność. Znowu taki głos. Ale on już nie był słyszany, ale on był odczuty. Ale to było bardzo silne, że nikt sobie ze mnie jaj nie zrobił. Żę Wszechświat sobie ze mnie nie zadrwił, nie zażartował. I jest tutaj, ja nie muszę wiedzieć co, ale jest coś, że jeśli zaufam, to to wszystko do mnie przyjdzie.

I się objawi. I ja temu zaufałam.

To też była niesamowita droga dlatego, że ta Twoja historia odbudowywania relacji z mamą, ale też z tatą, po jakimś czasie. Dla ciebie jakby z mojego punktu widzenia, to była nauka tego jak być rodzicem dla siebie.

Absolutnie tak dlatego, że wtedy w ogóle bardzo się skonfrontowałam z życiem. I nauczyłam się również dużej pokory. Tego mi brakowało wcześniej. W moim poprzednim wcieleniu, można powiedzieć.

Bo nagle życie zweryfikowało bardzo, bardzo, bardzo wiele przekonań, które nosiłam w sobie na swój temat, a które były tylko i wyłącznie nadbudowane po to, żeby przykryć moje bardzo niskie poczucie wartości.

Czyli tak zwane poczucie o własnej zajefajności. I jaka to ja jestem dama i księżniczka. A nagle musiałam skonfrontować się z zupełnie nowymi realiami. Spotkać się z brakiem pieniędzy, z zadłużeniami. Z tym, że poszłam na początku pracować do baru. Co dla mnie po korporacji tak się wydawało, no kurcze to nie to co chciałam robić w życiu. Ale nagle zaczęłam weryfikować, że nie ma tutaj żadnej różnicy, czy ja sprzątam, czy ja pracuję w barze, czy ja studiuję i pracuję w korporacji na jakimkolwiek wysokim stanowisku.

Z perspektywy można powiedzieć, że niezwykła obfitość w sumie Cię spotkała.

Absolutnie tak. Naprawdę.

Ja wiem, że być może, gdyby nie ten wyjazd 2500 km z Polski, być może nie doświadczyłabym tego w taki sposób. Być może w inny sposób byłoby mi to wszystko doświadczyć i nauczyć się o sobie. Ale tam miałam bardzo jasny wgląd w siebie. I tam właśnie się okazało, że ta relacja z mamą i tatą – z nich pochodzi wiele fałszywych relacji na mój temat, w które wierzę i które noszę w sobie. I muszę się z tym zmierzyć.

Myślę, że nasuwa się teraz pytanie: czy każdy powinien odbudować relację z rodzicami? Bo chyba nie każdy ma taką możliwość?

Absolutnie tak. Trafiają do mnie takie osoby na sesje 1:1, które nie mają kontaktu ze swoimi rodzicami nawet po 20 lat. Czasami to jest tak, że uciekają celowo i świadomie podejmują decyzję o wyjeździe do innego kraju, po to aby zostawić za sobą rodzinę, uciec od nich. I wydaje się wtedy tym osobom, że one mają sprawę pozamiataną i z głowy. Że już problem nie istnieje. Natomiast problem istnieje, bo sam fakt nie odzywania się lub kontaktu, po którym czujemy się źle, albo znów się kłócimy – to znaczy, że tam w podświadomości coś nadal jest. Tylko to wypieramy. I nie jesteśmy być może gotowi na to, aby już teraz się temu przyjrzeć.

Czyli to w sumie jest coś kluczowego, jeśli chodzi o połączenie się ze swoim wewnętrznym dzieckiem, to odbudowanie relacji z rodzicami.

Absolutnie tak, dlatego, że wewnętrzne dziecko będzie cały czas dążyło do tego, aby być ukochane, zaakceptowane w końcu i ostatecznie przez swoich ziemskich, biologicznych rodziców.

To co z osobami, które już nie mają rodziców?

Nie ma to znaczenia, dlatego że nasz umysł nie odróżnia tego co wirtualne, od tego co sobie wyobraża a tego, co realne. Tutaj też jest wiele na ten temat badań, ale poza badaniami możemy zrobić łatwy test. To, co nazywamy czarnym scenariuszem, tak naprawdę jest wytworem wyobraźni i nie istnieje, a w ciele pojawiają się dokładnie takie emocje, jakby to się działo naprawdę. Lub, gdy sobie wspominamy jakąś przykrą sytuację, której już nie ma, ale jeśli ona jest w naszej głowie, my ją odczuwamy dokładnie tak, jakby była. Dlatego relacja z rodzicami może być również odnowiona i odbudowana, uzdrowiona, nawet jeśli ich już nie ma wśród nas.

Przez zmianę jakiejś interpretacji?

Percepcji. Perspektywy. Tak.

Jeśli – i to też powiem dla zobrazowania tej naszej konwersacji… Jeśli nazwijmy to – rodzic jest na niższym poziomie świadomości. Wiadomo, że nie ma niższych i wyższych poziomów. Ale dla zobrazowania właśnie…

Jeszcze śpi

O! Dokładnie, dziękuję. Jeszcze śpi. To kiedy rodzic jeszcze śpi, jak podejść do odbudowania takiej relacji?

Jak do śpiącego rodzica.

A jeśli rodzic nie chce się obudzić?

Nie musi. I pewnie większość się nie obudzi, bo… Po pierwsze są starsi. Zostawmy ich w spokoju i w ich czasie. Oni być może przysłużyli się po prostu nam.

Czyli ta praca nad wewnętrzną relacją i wewnętrznym dzieckiem to jest cały czas do nas, do środka?

Zawsze jest do nas. Dlatego my możemy tak naprawdę też uzdrowić nasze dzieciństwo.

Sami możemy dużo dla siebie zrobić po prostu.

Dokładnie. Kto uważa, że miał takie dzieciństwo w którym było dużo krzywdy i bólu – nie ma problemu, możemy to wszystko zmienić. Możemy zobaczyć z innej perspektywy nas, naszych rodziców i wybrać. Bo w momencie, kiedy mamy świadomość, mamy wybór.

To jest też tak, że my oczywiście znamy i przyjmujemy koncept wewnętrznego dziecka. Ty tak samo. I przez wiele lat już z tym pracujemy. Natomiast. Czy w Twojej karierze zawodowej, jako coacha i terapeuty zdarzyło się, że trafiłaś na osoby, które uznały, że taki sposób pracy jest infantylny, głupi, dziecinny i że to zupełnie nie zadziała?

Nie, aż takich osób nie miałam z takimi przekonaniami do tej metody pracy z wewnętrznym dzieckiem. Raczej, jak już ktoś do mnie trafia, to wie, że będzie to głęboki proces i czasami zupełnie irracjonalny. Natomiast zdarzają się osoby, które są bardzo mocno osadzone w umyśle, bardzo racjonalne. I zazwyczaj są to, albo mężczyźni albo kobiety o ścisłym wykształceniu.

Czyli muszą mieć potwierdzenie, dowody naukowe, itd?

Tak. I wtedy one potrzebują jeszcze większego wsparcia. Ja mając to na uwadze, muszę się częściej zatrzymywać w takim procesie. Dopytywać o szczegóły. Bo też wiem, że takie osoby nie mówią, bo są też przyzwyczajone do tego, żeby nie mówić, aby nie wyjść na głupca – więc się zamykają. Np. ostatnio miałam takiego klienta, który mówił, że już w czasie sesji, gdy dotknęliśmy pewnego tematu, to włączył mu się gadający umysł, który zaczął mówić, że to nie ma sensu “No dobra, wyjdź już z tego, kiedy to się skończy?”

To też jest jakiś znak od wewnętrznego dziecka…

Tak. I jeśli nie zatrzymamy się tutaj, nie podpytamy co się dzieje, nie zobaczymy tego i jeśli klient o tym nie mówi, to może się okazać, że sesja będzie stracona. Będzie nieskuteczna. W tym przypadku właśnie tak było, bo on mi o tym nie powiedział. Dopiero później powiedział “no nie chciałem Ci mówić, bo nie chciałem, aby to tak wyszło.”. OK, widzimy się po raz następny. Ale zdarzają się tego typu sytuacje. Jak mówię, raczej u mężczyzn, a czasem u kobiet z umysłem ścisłym.

Ok, teraz cały czas mówimy o takiej sferze prywatnej, osobistej. A jeśli chodzi o inne sfery życia i pracę z wewnętrznym dzieckiem, czyli np. biznes, to czy relacje z partnerem. Czy to też działa?

Wszystko, co nas otacza, czyli to wszystko co nam się realizuje przed oczami, jest niczym innym, jak odbiciem naszego wnętrza. Więc wszystko sprowadza się do nas, do relacji z wewnętrznym dzieckiem lub do relacji z samym sobą. Bo relacja z wewnętrznym dzieckiem to jest relacja samego z sobą. To jest znajomość samego siebie. Więc nie można zbudować też… Tzn pewnie można próbować, ale ciężko zbudować biznes, w którym będzie przepływ finansowy, obfitość, świadomość, w którym będą czyste relacje – na niskiej świadomości siebie. Jeśli siebie nie znamy, to możemy próbować. Będzie ciężko, obijemy sobie nos, obijemy sobie kolana aż w końcu może się zatrzymamy. Wewnętrzne dziecko w każdej relacji, z mężczyzną, z kobietą, w biznesie też.

A w biznesie np. czym może objawić się to, ze nie mamy przepracowanej tej relacji z wewnętrznym dzieckiem?

Tym, że będziemy radykalnie obstawać przy jakiegoś rodzaju przekonaniach, które będą nam blokowały różnego rodzaju decyzje, otwartość i przepływ. I będziemy trwać przy swoim, będziemy się kłócić. Będziemy walczyć. Zawsze tam, gdzie jest walka lub ucieczka, czyli jakiś opór, jest brak zrozumienia dla programu, który właśnie się odpalił.

Jak myślisz, czy można być szczęśliwym cały czas?

No jasne, że można.

I jak to zrobić?

Tylko i wyłącznie zacząć od siebie. Ale musimy tutaj stanąć w takiej naprawdę głębokiej prawdzie, która będzie polegała na odpadaniu iluzji. Tu prawda nie boli tylko właśnie to odpadanie iluzji będzie bolało. Na to się musimy nastawić, że to chwilę będzie taki proces niewygodny.

Też życie ma swoje sinusoidy, prawda? Czasami jest naprawdę fajna górka, czasami jest naprawdę mocny dół.

Sinusoidy są ok, ważne, aby nie było Himalajów. Właśnie o to chodzi, że kiedy my tak idziemy do góry i mamy HURA, no to będzie ten upadek.

To chyba wtedy tak naprawdę dzieje się ta konfrontacja z tymi nowymi przekonaniami, które wypracowywaliśmy podczas głębokiej pracy z wewnętrznym dzieckiem.

Gdy pracujemy ze sobą to życie jest cudowne, bo nam od razu daje taki warsztat. Mamy możliwość zweryfikowania, czy te nasze nowe założenia i przekonania są rzeczywiście czymś, czego chcemy. I to jest trochę tak, jakby Wszechświat się nas pytał “Ale na pewno tego chcesz, jesteś pewna?”. I teraz, na ile znowu zdradzisz siebie, czy nie? Na ile zostaniesz w tej prawdzie, pomimo okoliczności, które się pojawiają. Czy będziesz konsekwentnie jednak dążyć w tym kierunku. I tutaj będzie tak, że upadniemy. I to jest też OK. No bo my tego nie znamy. I to jest tak, jakbyśmy się od nowa uczyli chodzić, raczkować, siedzieć, biegać. I znowu to jest kreowanie tej relacji od nowa ze sobą, czyli jak z małym dzieckiem. Uczymy się na nowo siebie.

I dużo cierpliwości jest potrzebne.

Dokładnie. Tej takiej, Boskiej cierpliwości. Anielskiej.

Myślę, że wiele osób nie ma tej cierpliwości i dlatego poddaje się gdzieś tam na początku tej pracy. No bo jeśli 30, 40 a niektórzy 50 lat żyją w jakiś sposób, a potem podejmują to wyzwanie pracy z wewnętrznym dzieckiem i myślą niektórzy, że to będzie bardzo proste. Że wystarczy dowiedzieć się paru rzeczy o sobie, może naprawić jakąś tam relację z rodzicami i za miesiąc będzie już super. A tu okazuje się, że pierwsze pół roku jest bolesne. Bo właśnie odpada najwięcej tej iluzji. I niektórzy nie dają rady. Jednak po prostu wybierają życie w Matrixie.

Tak i wtedy jest ta sławna scena jak Syfer wraca do agenta Smith i zasiada do tego steka.

Zdając sobie sprawę, że to jest iluzja, ale jednak taka piękna.

Kiedy poznałyśmy Ciebie i Diego, Wasz syn, Luca miał 1,5 roku. I już mówił w 3 językach: po włosku, po polsku i po angielsku. I komuś patrzącemu z boku mogłoby się to wydawać jako jakiś cud. A dla Was to było oczywiste. Powiedz, jakie Wy macie do rozwijania Waszego dziecka, Luki – jeśli chodzi o sposób wychowania.

Jak każdy, dzieci mają już też ten podwójny aspekt: boski i ludzki. Przyszły sobie tutaj na ziemię, ale ja i Diego wiemy o tym, aby pielęgnować także to co boskie w nim. Czyli ta naturalna zdolność do łączenia się ze wszystkim, co jest. I do bycia wszystkim. Oczywiście, że on też żyje w Matrixie. I oczywiście, że też mu czasem narzucamy uwarunkowane reguły tego świata. Bo to nie jest tak, żeby tylko i wyłącznie zachować duszę, a umysł jest BE i do śmietnika. Bo gdyby tak było, to małe dziecko wyszłoby sobie teraz na balkon i zaczęło po nim chodzić. A dla duszy byłoby nieważne, czy spadnie czy nie spadnie. Przecież jest nieśmiertelna, prawda? Poleci, skoro jest nieśmiertelna, to sobie teraz zrobi takie doświadczenie. Potem może wróci. Natomiast, to umysł gwarantuje nam przeżycie. To on sprawi, że dziecko będzie się bało. Więc skoro już tutaj jesteśmy, to trzeba to podzielić i połączyć. Bo najważniejszy jest w tym wszystkim złoty środek. My z Diego wiemy o tym, że nasz umysł nie ma ograniczeń. Dlatego zaczęliśmy do Luki rozmawiać w 3 językach. Ja po polsku, Diego po angielsku. W domu i z otoczenia słyszał po Włosku. No i chłonął jak gąbka. No i to już było wiadomo, że jest możliwe.

To jest też niesamowite, że on w wieku 1,5 roku już mówił i wiedział, jaki język jest jaki. Gdy mówiło mu się: Luka, to jest księżyc. A jak po Włosku. No i on odpowiadał. A jak po angielsku. No i on też odpowiadał.

Stawało się to naturalnie. My też nie robiliśmy z tego czegoś nadzwyczajnego, tylko staraliśmy się…

No właśnie, nie było takiego oporu też.

Nie było oporu, ale też nie było też jakiegoś nadmiernego chwalenia, czy chwalenia się nim, że on robi coś nadzwyczajnego. Dla niego to jest naturalne, dlatego nie ma w tym takiej podświadomej gierki pod tytułem: Co ja z tego będę miał.

Ego też nie zaczyna być dumne, bo jest niezwykłe. Bo wie, że każdy jest niezwykły.

Tak, więc on liczy w 3 językach, mówi.

Macie też – wiemy, bo mogłyśmy to zaobserwować, swoje różnego typu rytuały. Takie, które wzmacniają w Luce, ale myślę też, że w Was, poczucie własnej wartości, wrażliwość, świadomość.

Tak, śpiewamy rano sto lat w 3 językach i zdmuchujemy świeczki.

To dlaczego to robicie?

Dlatego, że celebrujemy dzień i nasze narodziny każdego dnia. Bo mamy urodziny oficjalne, jak każdy z nas, co 365 dni. Ale właściwie staramy się świętować życie od świtu do zmierzchu. Więc to jest jeden z naszych rytuałów. A wieczorny rytuał – po umyciu zębów Lukę podnosimy na wysokość lustra i każdy do siebie mówi: Kocham Cię. Potem mówimy do siebie: Kocham Cię. Więc Luca mówi: “Kocham Cię Luca!”. I potem wzajemnie sobie wymieniamy całusy.

Czyli też go już trochę przyzwyczajacie do takiego konceptu wewnętrznego dziecka?

Do tego, żeby czuł się kochany. On wie, ze jego siła jest w sercu. On wie, że jest tam miłość. Ale też pozwalamy mu na różnego rodzaju zachowania. Dzisiaj np była taka sytuacja. Wstał lewą nogą, obudził się taki trochę nadąsany. On chciał jeszcze trochę spać, nie spać. I pytam się go, czy jest zły. On mówi, że tak. Więc się go pytam, gdzie jest jego złość. A on pokazuje na gardło. Pytam się: a jaki ma kolor. Czarny. Więc się go pytam, czy on chce mieć tę złość, czy chce się jej pozbyć. Nie, chce mieć tę złość. Więc dopóki chciał ją mieć, nie zaczęłam mu mówić, że to jest coś złego, że ma jej nie mieć, że ma się jej pozbyć. Zapytałam, czy chce zmienić kolor. W pewnym momencie zmienił kolor na zielony, ale nadal miał złość. Ok.  No to, jak chcesz to miej. I potem już gdzieś ta uwaga cała się rozproszyła, zajął się jedzeniem swojego śniadania, piciem swojego mleka. Potem poszliśmy się myć i nagle on był już kompletnie inny. Pytam się, czy jest w nim jeszcze złość. Nie, nie ma. A co jest? Radość. A gdzie jest? No i tutaj pokazał na okolice serca i brzuszka. Pytam się: a jaki ma kolor? Żółty. Chyba chodziło mu o złoty, bo on jeszcze nie rozróżnia, nie wiem. Może to był żółty. W każdym razie mówię: no to super, zobacz, złość już sobie poszła. Ale oczywiście, też mu pozwalamy na to, żeby wszystkie te emocje, których potrzebuje, doświadczał. Często pytam, czego potrzebuje. Czasami nie mówi, czego potrzebuje, bo nie wie tego. Czasami po prostu potrzebuje zostać z tym. I też pozwolenie na to, że on może być zły.

To jest właśnie fajne, że pozwalacie mu odkrywać to samemu i nie narzucacie tych emocji. Ale też, że on ma czas, żeby wsłuchać się w siebie i odnaleźć tę odpowiedź dla siebie. Że nie jest na zasadzie: o już jest późno rano, weź już przestań się dąsać. Na tej zasadzie. Bo większość rodziców by tak pewnie zareagowała.

Pracujesz z klientami podczas sesji 1:1 i w ramach kursów online przez opracowaną przez Ciebie metodę zmiany perspektyw. Czy Twoja metoda opiera się tylko o pracę z wewnętrznym dzieckiem?

Ta metoda tak, to jest stricte praca z wewnętrznym dzieckiem. Ale w tej metodzie tak naprawdę odkrywamy, że mamy boską świadomość. To jest jeszcze jeden aspekty pracy z wewnętrznym dzieckiem, który bardzo często jest mylony. Czyli jak my w cudzysłowie “schodzimy” do tego wewnętrznego dziecka, spotykamy się z nim to bardzo często stajemy z nim w pozycji reprezentacji umysłu. Ja rodzic, ale taki który czasami może się również obrazić, wkurzyć, bo dziecko nic nie mówi, nie odpowiada. I zaczynamy się złościć i mówimy: no dobra. No ja byłam u tego mojego wewnętrznego dziecka, ale ono mi nic nie mówi. Nie odpowiada. No to co ja mam robić? I wtedy to jest reprezentacja umysłu. To nie jest jeszcze świadomy rodzic, który podczas sesji czy jak pracuję z moją metodą – poprzez scentrowanie i głębokie wejście w siebie, nagle człowiek zaczyna czuć połączenie z tą jaźnią. Ze świadomością.

Jakby tak można było zobrazować naszym słuchaczom takie etapy pracy z Tobą, to jak to mniej więcej wygląda. Przez co prowadzisz klienta?

Jak pracuję 1:1 to jest to proces 8 lub 12 sesji. Zaczynam zawsze od tego, aby zobaczyć jak klient postrzega swoje życie. Więc ja tutaj zaczynam od koła, które sobie wymyśliłam, dzieląc je na 15 małych kawałków. I nie chodzi o to, aby wszystko było na 10. Bo tak czasami potem, jak ludzie widzą potem, to mówią – jeju to ja mam jeszcze tyle pracy, żeby to koło ulepszyć. Żeby to wszystko było na 10. Nie, tu chodzi o to, aby na tym kole można było jechać. Jakbyśmy mieli z takich 2 kół skonstruować rower, to czy dałoby się pojechać, czy też nie. I potem zaczynam od mentoringu, to jest bardzo ważne. Tzn, z mojego punktu widzenia, jeśli nie wiemy w ogóle z czym mamy do czynienia, tj z czym pracujemy, no to zabierając się od razu za zmianę przekonań czy pracę nad wewnętrznym dzieckiem, bez uzmysłowienia komuś czym jest umysł i jaka to jest potęga i co ta osoba będzie miała do skonfrontowania, to czasami może być tak, że człowiek będzie nad czymś pracował, a nie będzie wiedział z czym ma do czynienia. I potem większość sesji, dedykowanych pracy z wewnętrznym dzieckiem, po to aby jak najwięcej sytuacji z dzieciństwa, w których były takie kanapki emocjonalne, czyli emocje jedna na drugiej. Bo bardzo często jest tak, że my pracujemy np. z bezsilnością, a za bezsilnością jest schowana złość i to złość na siebie, że ja nic w tej sytuacji nie mogę zrobić. Dlaczego? No bo jest strach związany z odrzuceniem. Jeśli ja zacznę coś robić, to albo mnie mama odrzuci, albo zbije albo coś innego się stanie. więc mamy taką kanapkę emocjonalną. Im więcej takich sytuacji przerobimy, tym analogicznie zaczniemy uwalniać inne sytuacje w życiu, które się dokładnie na tej samej bazie zbudowały. I zaczniemy rozumieć, mając to narzędzie jak my możemy sami z nim pracować, łącząc się z wewnętrznym dzieckiem.

Nasza audycja nosi nazwę wysokie wibracje. Jak Ty podnosisz swoje wibracje do wyższych na co dzień?

Szczerze mówiąc, wystarczy, że sobie przypomnę kim jestem. Nie wchodze w medytację, nie joguję. Nie potrzebuję tego, po prostu przypominam sobie o tym, kim jestem i świadomość tego pozwala mi wrócić od razu do źródła.

Gdzie można cię znaleźć?

Tak, czyli jeśli masz stronę, to jaką?

Dzisiaj wszędzie.

Dagmara Szymańska profil prywatny, jeśli grupa to Coaching umysłu i Terapia Duszy.

Czego życzyłabyś więcej naszym słuchaczom?

Świadomości. Bo świadomość jest tym, co otwiera serca do miłości.

A czego życzyłabyś więcej osobom, które pomagają innym podnosić ich wibracje?

Tego, żeby wiedzieli, że są cały czas w podróży. I że ważne jest też to, żeby również oni weszli w tę prawdę i szukali jej w sobie. Bo dzięki temu będą mogli tę prawdę otworzyć u innych.

Super.

Bardzo serdecznie dziękujemy.

Dziękuję